To moja osobista wariacja na temat granoli. Ale nie, że wariacja w głowie. Ta jest na stałe, bez względu na to czy granolę jadam, czy też nie. Aby uzasadnić powyższe twierdzenie przytoczę kolejną absolutnie bezsensowną opowieść.
Kupiłam sobie kiedyś nowe buty (zdarza się, przyznaję). Po ich założeniu i akceptacji wszelkich parametrów postanowiłam zrobić test zewnętrzny. Warunki atmosferyczne były niezbyt sprzyjające, jednakże nie straszne mi śnieg czy lód. Podróżuję sobie zatem w nowym obuwiu (myślę, iż warto dodać, iż akcja toczy się przy jednym z bardziej uczęszczanych skrzyżowań w mieście) i mózg mój podpowiada – co Ty tak, ku…. idziesz, jak jakaś pierdoła. No więc czym prędzej prostuję się i zmieniam chód na tryb – jestem extra. Niestety, coś poszło nie tak. Czubek lewego buta przypadkowo znalazł się w przeciwległej nogawce (prawej znaczy się). Siła grawitacji jest bezwzględna, zbliżam się do gleby z poczuciem nieudanej misji. Czym prędzej jednak się podnoszę i oceniam straty. 3 paznokcie, nadsztukuje się. Ryj – cały, lekarz medycyny estetycznej (Andrzej – pozdrawiam!) nie zarobi dodatkowo. Zęby – nadal drugie, w komplecie.
Płaczących ze śmiechu Krajan uprzejmie ignoruję. Zdarza się najlepszym, myślę sobie.
Morał z tej opowieści jest taki – chroń papę. Zawsze lepiej kupić nowe spodnie, niż zęby.
Daj znać czy wpasowałam się z granolą w Wasze gusta 🙂